czwartek, 4 grudnia 2014

Od Shi do Fiammy

Był normalny dzień. Jednak od początku coś mi nie pasowało. Czułem kłopoty, coś nie dawało mi spokoju, nie mogłem jednak wiedzieć, co. W powietrzu czułem coś niepokojącego, a ziemia drgała nienormalnie. Przelatujące kruki darły się wniebogłosy, jak nigdy, a jelenie przerażone uciekały gdzieś. W sekundzie wszystkie wilki zniknęły, a ja pozostałem jakby sam na tym świecie. Wszystko zrobiło się szare i przerażające. Ruszyłem przed siebie z nadzieją, że ucieknę od tego, jednak biegłem na marne...
Zamknąłem o czy i biegłem tak dalej, aż uderzyłem w drzewo. Otrzepałem się i zrozpaczony brakiem możliwości ucieczki wsłuchałem się w jeszcze bardziej niepokojące odgłosy. Ziemia zadrżała i... Nagle, z wielką prędkością, z góry, obok której znajdowała się wataha, ujrzałem spadającą ścianę śniegu. Stałem jak osłupiały patrząc na wszystko.
Krzyk. Krzyk wadery!

Obejrzałem się i zobaczyłem czarną wilczycę. Żywioł ognia, śnieg jest i zimny, i mokry, więc mógł ją nawet zabić. Bez wahania podbiegłem do niej, wziąłem ją na plecy i odbiegłem w bezpieczne miejsce.Wybiegliśmy zza drzew i zobaczyliśmy całe krocie połamanych drzew pokrytych warstwą śniegu. "Tędy już przeszła lawina..." - pomyślałem.
Ciemność... 
Strach...
Rozpacz...

Jaskinia! Jaskinia, która bez problemu mogła nas ochronić była tylko kilka metrów dalej. 
Wbiegłem do niej najszybciej jak mogłem i położyłem waderę na podłodze.
-Nic Ci nie jest?



< Fiamma? WENA NIE STRAJKUJE! ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz