sobota, 27 września 2014

Od Morte

Całkowicie padnięta w końcu wdrapałam się na szczyt...pagórka. Po tak długiej drodze w poszukiwaniu idealnego miejsca na watahę nawet taki mały pagórek jest trudnością.  Padłam na brzuch. Ledwo utrzymywałam powieki. Wtem zobaczyłam piękną , ogromną górę. Biała czapa przykrywała ją prawie całą. Uwielbiałam takie klimaty. Zimne i surowe a zarazem piękne. To było idealne miejsce. To tutaj chcę kontynuować dzieło rodziców. Miałam tylko nadzieję , że nie zostanę sama. Tutaj na pewno są jakieś wilki. Będę musiała je znaleźć. Ale najpierw trzeba sprawdzić czy tutaj już ktoś nie mieszka.
Po wielu godzinach przeszukiwań góry nie znalazłam żadnej watahy , ale , też żadnego wilka. Byłam bardzo zmartwiona. Musiałam mieć chociaż nadzieję na to , że przyjdą wilki z innych części świata. Ale czy to było możliwe? Musiało być możliwe. Ktoś musi tu dotrzeć.Pozostało czekać. W między czasie trzeba było , też ogarnąć jaskinie dla przybyszy. No i dla mnie. Tyle było do zrobienia. Na szczęście miałam dużo czasu. Nie wiadomo kiedy się zjawią inni , może nigdy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz